,

OD RADOŚCI DO RADOŚCI

- Chciałam powiedzieć, że Ksiądz Proboszcz ogłosił, że w naszej parafii odbędzie się bal karnawałowy… - usłyszałam od swojej siedmioletniej Latorośli taki komunikat kilkanaście dni temu.
- Tak, wiem - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- No i idę - zawyrokowała Latorośl, nie pytając mnie bynajmniej o zgodę, uznając swoją obecność na balu za rzecz oczywistą - Ale muszę mieć kostium.
- Przecież masz - odpowiedziałam.
- Nie pójdę trzeci raz w stroju motyla - zbuntowała się - jak jakiś boomer.

W tym momencie zatrzymałam się na chwilę w przyswajaniu treści usłyszanego komunikatu. Boomer… boomer…

To słowo w mojej rodzinie powinno otrzymać status słowa roku, bo odmieniane jest kilkanaście razy dziennie przez wszystkie przypadki. „Nie zachowuj się jak boomer!” „Nie jestem boomerem!”, „Mówisz jak boomer!” Nic dziwnego, że dziecko podłapało go szybko nie zadając sobie trudu poznania jego znaczenia. (Boomer – człowiek urodzony w czasach „baby boom”, czyli w latach 70-80).

Poszukiwania odpowiedniego stroju na rzeczony bal wiodły przez wszystkie szafy dziecięcych pokoi, przetrząsanie kartonów na strychu i obdzwanianie znajomych. Niestety - okres karnawału sprawia, że przebranie na bal - organizowane na cito, staje się towarem deficytowym - porównywalnym do zdobycia prawdziwej czekolady w czasach PRL’u, a nie tylko produktu czekoladopodobnego.

Czas naglił. Nie pozostało nic innego jak skorzystać z dobrodziejstw internetowych sklepów, dla których okres karnawału to prawdziwe żniwo, co przełożyło się, a jakże, na cenę. Na domiar złego przesyłka szła wyjątkowo powoli, ale pocieszał mnie fakt, że zapewne w podobnej sytuacji były inne mamy czekające na powiadomienie o możliwości odebrania podobnej przesyłki. Na szczęście strój Myszki Miki dotarł w ostatnim momencie, udaremniając złość i rozczarowanie Latorośli.

- No i super! - podsumowała zadowolona - Mogę iść na bal.

Już ucichły dźwięki muzyki, opadł kurz po wszystkich balach karnawałowych, a stroje i przebrania – o które tyle zachodu - znów znalazły swoje miejsce w szafach i kartonach…

Rozpoczęliśmy kolejny Wielki Post…

Klęcząc w pokorze, przyjęliśmy popiół, uznając tym samym naszą małość i skłonność do grzechu. Po raz kolejny podjęliśmy wielkopostne postanowienia. Zrezygnowaliśmy może ze słodyczy, ograniczyliśmy używki.

Po raz kolejny ustawimy się w kolejkach do konfesjonałów, by odbyć wielkopostną, a może tylko wielkanocną spowiedź.

Bóg prześwietli nas rentgenem swojej MIŁOŚCI i nie będzie już nic do ukrycia. Tak jak czyni to za każdym razem kiedy stajemy przed Nim w sakramencie pokuty i pojednania.

Wielki Post to dobry czas na weryfikację samych siebie, zdjęcie swego jakby karnawałowego kostiumu, uznanie swojej słabości.

Na pewno pomogą w tym nabożeństwa Drogi krzyżowej i Gorzkich żali. Jako dziecko niezbyt je lubiłam, bo były długie
i niezrozumiałe. W miarę upływu czasu pojęłam ich głębię i przekaz jaki niosą – obraz męki i śmierci Chrystusa, a kazania pasyjne pozwalają pojąć tę głębię jeszcze bardziej.

Z wielką radością obserwuję, iż moje własne dzieci chętnie w nich uczestniczą i nigdy przeze mnie do nich nie zmuszane – odkrywają, jaką rolę pełnią w przygotowaniu nas do Świąt Wielkiej Nocy.

Obyśmy z autentyczną radością oczekiwali Świąt Zmartwychwstania Pańskiego!

Od radości karnawału - poprzez wielkopostne skupienie - dojdźmy do najgłębszej chrześcijańskiej radości. Radości, że miłość Jezusa wszystko zwycięża!



mf

do góry